niedziela, 14 listopada 2010

Stowarszyszenie Akademia Łucznica - OSTRZEŻENIE

Jakiś czas temu znalazłam wydawałoby się ciekawe miejsce, gdzie można poznać tajniki wielu dziedzin rękodzielniczych. Mnie zainteresowały 2 tematy – malowanie na jedwabiu i II st. filcowania.

Program zwłaszcza tego drugiego kursu brzmiał dla mnie zachęcająco zwłaszcza przez kilka tematów – shibori, farbowanie, sieć pajęcza. Do tego prowadząca niebędąca Polką. Liczyłam na możliwość podpatrzenia tego, co robią np. w Szwajcarii skąd pochodzi Annamarie.

Nigdy nie przyszłoby mi jednak do głowy, iż te wszystkie techniki wykonywane będą na nieoczyszczonej polskiej wełnie, w której można znaleźć trawę i wiele, wiele innych dużo gorszych rzeczy. Nie wpadłabym na pomysł, iż sieć pajęcza w wykonaniu prowadzącej będzie polegać na robieniu dziur palcami w prefilcu bądź wycinaniu dziur nożyczkami…

Farbowania też się nie nauczyłam, bo proporcje a raczej ich brak powodowały, że trudno było wypłukać farbę z filcu.

Do tego wszystkiego należy dorzucić arogancki sposób zachowania się prowadzącej, która całkowicie zamknięta była na jakąkolwiek inicjatywę, oczekiwała baraniego (sic!) podporządkowania się jej poleceniom. Wszystko traktowała bardzo osobiście a do tego miała problem z komunikacją językową pomimo 20-letniego pobytu w naszym kraju.

5-dniowy kurs, który skończył się po trzech dniach nauczył mnie jednej rzeczy – składania materiału do shibori – nauka tego trwała kilka minut – reszta czasu w czasie samych godzin kursu to czas całkowicie stracony, pełen irytacji o niezadowolenia.

Wiele nauczyłam się za to na tajnych spotkaniach nocnych. Niestety nawet i je AnnMarie postanowiła mam uprzykrzyć zamykając drzwi pracowni wieczorem, choć wiedziałyśmy, że jeśli tylko mamy ochotę to możemy siedzieć i całą noc. Zwłaszcza, ze pracowałyśmy na naszym materiale (od początku kursu brakowało wełny, więc przypominano nam ciągle o jej oszczędzaniu).

Całość kursu była żałosna i zupełnie nieprzygotowana. Okazało się, że tym razem postanowiono po prostu zciągnąć pieniądze szukając naiwnych.

Podobnie zresztą było na zajęciach z malowania na jedwabiu. Liczyłam na naukę technik malowania. Nauka techniki ograniczyła się do informacji, że maluje się tak jak akwarele. Tylko, że to nie jest jedyna technika malowania…. Chciałam wypróbować efekt alkoholu – dostałam buteleczkę spirytusu salicylowego z informacją, żebym oszczędnie go użyła. Zarówno oszczędne jak i nieoszczędne jego użycie nie wywołał żadnego efektu. Jedyne, co wypróbowałam, to efekt soli. Ale nawet na proste pytanie dotyczące używania soli nie otrzymałam odpowiedzi poza radą by próbować, bo może wyjdzie….

Wielki ukłon w kierunku dziewczyn z Crafttrioszek – Agnieszkę, Kasię i Martę. To dzięki nim nie był to stracony czas. Jeszcze raz wielkie dzięki za pomoc :)

Przy okazji pozdrawiam inne uczestniczki kursów :)

7 komentarzy:

  1. Podpisuję się oboma łapkami pod tym co napisałaś.
    Od siebie dodam, że rekompensatą za stracony czas na kursie była możliwość poznania sympatycznych dziewczyn z niespożytą pasją tworzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O widzisz! A ja miałam tam się zapisać na kurs patchworku. Czyli już wiadomo, że nie warto :(
    Wielkie dzięki za ten post.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Całkiem poważnie zastanawiałyśmy się, czy jechać w kilka osób. Wiola o tym pisze. Prowadziłam nawet korespondencję z organiozatorem. Zrezygnowałyśmy zniechęcone treścią odpowiedzi i jak widac postąpiłyśmy słusznie. Serdecznie Cie pozdrawiam, nie zniechęcaj się, nie tylko Łucznica organizuje kursy. A najlepiej zorganizowac sobie kurs prywatny. Zawsze sie człowiek czegos nauczy od zaprzyhaźnionych zakręconych.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale dobrze ,ze piszesz.Ja też rozważałam czy tam nie pojechać .Maryna ma rację .Nie ma to jak się skrzyknąć i uczyć w sprawdzonym gronie.
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Podpisuje się pod wpisami powyżej, całe szczęście, że nie zdecydowałam się na kurs patchworka, choć miałam na to ogromną ochotę. Bardzo dziękuję za wpis :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak, sama od pewnego czasu prowadzę warsztaty filcowania i chciałam jechać do Łucznicy, by poprawić jakość oferowanych przezemnie usług. Myślałam, że podpatrzę jak robią to profesjonaliści:) Ups, jestem wdzięczna za ten wpis.

    OdpowiedzUsuń
  7. Byłam na kursie z patchworku-jedna wielka żenada.Przeżycie masakryczne-jedyny pozytyw to kuchnia.Prowadząca brała wszystko na przeczekanie,lekceważyła kursantki,zaabsorbowana była załatwianiem swoich spraw.O szyciu nie ma pojęcia,zatrzymana w przeszłości-nigdy nie słyszałam tyle bzdur nt.szycia,na dodatek żądająca,żeby zapomnieć co się umie,potrafi zniechęcić do szycia.To było wyjątkowo negatywne przeżycie,a miało być artystycznie.Wydawanie zaświadczeń po takim kursie to KOMPROMITACJA!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz :)